Multimedia na lekcji historii?

Obserwowałam dwa przypadki uczenia historii małych dzieci przez dwóch młodych mężczyzn - nauczycieli. Dzieci są rodzeństwem pochodzącym z domu, gdzie są pasjonaci historii, gdzie czyta się książki i rozmawia o historii. W jednym wypadku nauczyciel swoim postępowaniem zrobił wszystko, żeby na dźwięk słowa historia dziecko zaczęło dostawać drgawek. Do tego przyczyniły się np. kartkówki, odpowiedzi ustne na które jak się nie odpowiedziało słowami zapisanymi w podręczniku to właściwie się odpowiedź nie liczyła - zero myślenia, wszelkie ponadprogramowe? odpowiedzi były z przerażeniem? tłamszone. Nauczyciel jest młody, ma czas na zmianę, ale dziecko dla przedmiotu szkolnego o nazwie historia jest stracone, teraz w domu trzeba uważać, żeby różnych pasjonujących opowieści nie nazywać historią.
Drugie dziecko i drugi nauczyciel (nauka na kółku zainteresowań) - stawia coraz to nowe wyzwania, żeby się dowiedzieć, zrozumieć, zanalizować, połączyć. Nauka historii to nauka bardziej emocjonująca niż filmy przygodowe. Nie używa do nauki multimediów. Skończyła się druga klasa szkoły podstawowej a dziecko ma taką wiedzę historyczną, że nie jeden licealista (albo minister) mógłby mu pozazdrościć (nie tylko w kwestii np. kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie, ale też jakie były jego przyczyny i skutki).
I jeszcze jedno co mnie zbudowało, gdy zostałam zaproszona na lekcję pokazową z użyciem tablicy interaktywnej do Muzeum Powstania Warszawskiego. Lekcja była prowadzona przez młodego pracownika dla grupy uczniów z liceum. To było coś niesamowitego. Multimedia na lekcji historii. Młody czlowiek "fruwał" przed tablicą na której ukazywały się mapy, zdjęcia, filmy. Wszystkie zmysły słuchacza były zaangażowane - całkowicie wykorzystany czas lekcji, nikt się nie nudził - to jest to o czym chyba na razie można jedynie pomarzyć w związku z lekcją historii, obym się myliła :)